sobota, 10 maja 2014

8 Rozdział

Strasznie mi się to dłuży. Otwieram jedno oko i patrze na Davida. Okazuje się, że on też patrzy na mnie i się uśmiecha. O kurde ale wpadłam. A myślałam, że chce mnie pocałować. Widocznie się myliłam. Czuje, że jestem zawiedziona. Chciałam tego? Chyba tak. No nie wierze... I jeszcze jedno, nie moge być czerwona. Tylko nie bądź czerwona, tylko nie bądź czerwona! Szkoda, że nie mam nad tym kontroli. W wielu wypadkach by się przydała. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, czy zrobić. David chyba też nie, ale odezwał się pierwszy.
 - Ty myślałaś, że chce cie pocałować prawda?
- Nie, wcale tak nie myślałam!
- Myślałaś! I dobrze myślałaś, ale doszedłem do wniosku, że jsteśmy przyjaciółmi i nie chciałem niczego zepsuć, ale widze, że mogłem to jednak zrobić. Sądząc po twojej minie nie byłabyś na mnie zła...
- Kretyn!
 Popycham go i wychodze z wody... Ide przed siebie na miejsce w ktorym wylądowaliśmy. David idzie za mną, ale jest daleko. Gdy próbował mnie dogonić po prostu zaczęłam biec i dał sobie spokój. Doszedł do mnie dopiero na miejscu.
 - Dzwoń po pilota. Chce jechać do domu.
Nie rozumiem czemu jesteś zła. O co ci chodzi? Ja tylko...
- I to wystarczyło! Chce wracać!
- Dobra już dzwonie. Nie złość sie tak.
Po kilku minutach siedzieliśmy w helikopterze. Przez cały lot nie odezwałam się ani razu. David probówał nawiązać kontakt, ale na darmo. Czy ja jestem uraźona? Sama nie wiem. Chyba jestem w szoku. Dlaczego chyba? Matko, ja nawet nie wiem, w jakim jestem stanie! Gdy tylko wylądowaliśmy ruszam prosto do drzwi, a potem w kierunku schodów. Chce jak najszybciej dostać się do pokoju. Zaczynam biec, a David za mną. Chyba przeczuwa, że jeśli tego nie zrobi, to prędko nie porozmawiamy. Na szczęście jestem szybsza. Wpadam do pokoju i zamykam drzwi na klucz. David próbuje sie wedrzeć, ale nie potrafi. Nawet jeśli ma zapasowy klucz nie wejdzie, bo tamten zostawiłam w drzwiach.
- Prosze wpuść mnie. Musismy pogadać. Przepraszam! Głupio wyszło. Ej słyszysz mnie? Otwórz!
- Spadaj! Nie chce z tobą rozmawiać. Idź sobie! Zostaw mnie w spokoju. Ty nic nie rozumiesz!
padam na łóżko i łzy zaczynają mi spływać po policzkach. Jaka ja jestem głupia! Co ja sobie myślałam? Że mnie pocałuje? Cholera! Przyznaje, że miał racje. Chciałam tego. Głupio się przyznać, ale to byłby pierwszy raz. Oh kretynka ze mnie! Chyba się w nim zakochałam.Nie, tak nie może być! Musze o tym zapomnieć i stłumić to uczucie. Tak to będzie najlepsze wyjście. Nie chce być zraniona tak jak mama. Podnoszę się z łóżka i ocieram łzy. Zmywam makijaz, a raczej to co po nim zostało i  przebieram się w swoje ciuchy. Rzucam sukienką w kąt. Nie chce jej widzieć na oczy! Biore telefon, sułchawki i wychodze na balkon. Siadam na płytkach, włączam na pełny regulator muzykę i zamykam oczy. Zerkam jeszcze tylko na godzinę. Jest ósma wieczorem. Ponownie zamykam oczy i pochłania mnie spokój... Otwieram oczy. O kurde zasnęłam na balkonie! Sprawdzam, która godzina. Jest 5 rano. No super! Wstaję, wchodzę do pokoju i kieruję się w strone drzwi. Przekręcam powoli klucz i po cichu otwieram. Wychylam głowę i rozglądam się wokoło. Nie ma go, poszedł sobie. Ciekawe długo tu siedział. Nasłuchuje przez chwilę, czy może się gdzieś nie kręci, ale była zupełna cisza. Postanawiam iść się wykąpać. Tym razem zabieram wszystko i gotowa ide do łazienki. Zamykam się na klucz, odkręcam kurek z wodą, wsypuję jakieś sole, nawet nie mam pojęcia jakie. Ściągam ubranie i zanurzam się w wodzie. Tym razem nie wyjde tak szybko, mam czas. Leżąc tak myśle nad tym jak uniknąć spotkania z Davidem. Najlepiej będzie jeśli wyjdę wcześnie z domu. I tak miałam zamiar w końcu gdzieś wyjść, pójść na plażę, do miasta. Tak to dobry pomysł. W końcu spokojnie będę mogła pomyśleć jak odnaleźć ojca. Właśnie, ojciec! Jak mogłam zapomnieć? No tak zamiast zająć się tym, po co tutaj przyleciałam, zaczęłam się dobrze bawić i po prostu zapomniałam. Wychodzę z wanny, ubieram się i ide po cichu do pokoju. Nikogo nie słysze,więc pewnie jeszcze śpi. Zakładam bikini, ubieram top, spodenki jeansowe, wkładam do torby ręcznik, telefon i słuchawki, zabieram jeszcze okulary i wychodzę... Schodzę na palcach, żeby go nie obudzić. Teraz wyjście z domu będzie łatwiejsze. Szybko docieram do drzwi, otwieram je i wychodzę. Uf udało się. Teraz naprzód! Po drodze kupuję świeży kołaczyk z budyniem. Przynajmniej przestanie mi burczeć w brzuchu. Idę w stronę plaży... Dochodzę na miejsce, rozkładam ręcznik, ściągam top, spodenki i wyciągam telefon. Rozglądam się wokoło. Jacyś chłopacy grają w siatkówkę, ktoś surfuje. Ogólnie jest mało ludzi. W sumie nie wiem czego się spodziewałam jest dopiero ósma rano. Kłade się na ręczniku, włączam muzyke i zamykam oczy. Nagle przede mną pojawił się obraz zbliżającego się Davida. Jest coraz bliżej, a ja znowu nie wiem co zrobić... I nagle coś uderza mnie w głowę... Otwieram oczy, a przede mną stoi przystojny chłopak. Ma niesamowity uśmiech.
- Nic ci nie jest? Bardzo przepraszam!
O czym on gada? A tak! Dopiero teraz poczułam ból i przypomniałam sobie, że oberwałam piłką. Potarłam czoło.
- Yyy tak, myślę, że nic mi nie jest. Może lekko boli głowa, ale to wszystko. Masz niezłego cela musze przyznać.
- Haha tak, do uderzania piłką kogoś w głowe. Jednak tym razem mi się udało. Jeszcze raz przepraszam. Może w ramach przeprosin dasz zaprosić się na lody?
 - Hm, chętnie bym poszła, ale tak się składa, że nie chodzę z nieznajomymi.
- Oj, mój błąd. Jestem Theo. Teraz mnie już znasz, więc bez żadnych przeszkód możesz pójść.
- Haha tak teraz mogę pójść... Przy okazji jestem Alex.
- Piękne imię.
- Dziękuje.
- To co idziemy?
- A twoi koledzy? Nie będą źli?
- No co ty! Gram z nimi codziennie. Ten raz przeżyją.
- To w takim razie chodźmy.
 Ubrałam się, pozbierałam swoje rzeczy i ruszyliśmy na lody. Okazał się strasznie fajnym chłopakiem.. Całkowite przeciwieństwo Davida. I znowu David. Nie mogę chociaż raz przestać o nim myśleć, czy wspominać? Teraz obiecuję sobie, że dzisiaj nie będę już o nim więcej myśleć. Gdy Theo kupywał lody, ja stałam i rozglądałam się jak zawsze. Nagle po drugiej stronie drogi podjechała jakaś czarna limuzyna. Wysiadł z niej mężczyzna w garniturze. Pewnie jakiś biznesmen. Nie dziwie się, że tu przyjechał. Podobno to najdrżzsza i najlepsza restauracja w mieście. Kierowca odjechał zaparkować, a mężczyzna ruszył w stronę drzwi. Z kieszeni wypadł mu portfel. Nikt tego nie zauważył. Nawet on sam. Nie zastanawiając się długo, przebiegam przez ulicę. Podnoszę portfel i w tej chwili wylatuje z niego jakieś zdjęcie. Schylam się raz jeszcze i podnoszę je. Odwracam, spoglądam na nie i zamieram...

6 komentarzy :

  1. Nienawidze Cie. Jak nastepnego nie dasz mi szybciej przeczytac to Cie zabije xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciiii, jakoś przeżyjesz ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem tu nowa ! Bardzo fajne tło *.* Spodobało mi się.
    świetnie piszesz , proszę dodawaj szybko NN !

    Jak mogłaś przerwać w takiej chwili !?!? UGH ! Dawaj kolejny rozdział bo umieram z ciekawości :)

    + Zapraszam na nowy blog : http://please-be-with-me-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuje:) Na kolejny rozdział będzie trzeba poczekać albo do soboty albo do niedzieli:)

    + Napewno zajrze:)

    OdpowiedzUsuń
  5. SUUUPER, jak zawsze!
    Czekam z niecierpliwością na następny! C;

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebisty *przepraszam za wyrażenie* rozdziały..
    Czekam na następne z niecierpliwością..

    OdpowiedzUsuń