sobota, 29 marca 2014

5 Rozdział

Otwieram oczy i widzę biały sufit. Próbuję się podnieść, ale to jeszcze bardziej pogarsza sprawę. Głowa mi pęka. Powoli dotykam miejsca, gdzie się uderzyłam . Zabandarzowane. Co się wczoraj wydarzyło? Pamiętam tylko, że ktoś mnie gonił, a ja uciekałam, potem się potknęłam i uderzyłam o coś głową. Dopadli mnie? Nie, inaczej nie skończyłabym w miękkim łóżku. Chwila... Jeśli nie jestem w szpitalu to gdzie? Nagle słyszę, jak ktoś otwiera drzwi. Z trudem obracam głowę w drugą stronę. Kto to może być? W tej samej chwili widzę Davida. Poczułam ulge? Chyba tak. Ma zatroskaną minę co jest dziwnym widokiem. Może dlatego, że ciągle widywałam go z uśmiechem na twarzy.
- No nasza śpiąca królewna się obudziła. Myślałem, że będę musiał zawieźć cię do szpitala.
- Gdzie jestem? Co się dokładnie stało?
- No widzę, że nie pamiętasz. To może tak w skrócie... Gdy wybiegłaś z restauracji postanowiłem pobiec za tobą. I dobrze, że to zrobiłem, bo gdyby nie ja to niewiadomo co by sie działo. Nagle zobaczyłem dwóch typów biegnących za tobą. Potem widziałem jak upadasz i że za chwilę cię dopadną. Dogoniłem ich w samą porę. Nie pozostawało mi nic innego, jak spuścić im lanie. NIestety gdy już z nimi skończyłem ty byłaś nieprzytomna. Nie chciałem zebierać cię do szpitala, więc zabrałem do siebie. Opatrzyłem ranę i zostawiłem w spokoju żebyś odpoczęła. - Patrzyłam na niego i nie wiedziałam co mam robić. Za to on wiedział... gadał dalej. - Tak więc teraz jesteś u mnie w domu. Tak na marginesie znalazłem w twojej komórce numer hotelu. Zadzwoniłem tam, potem pojechałem i zabrałem twoje rzeczy. Przy okzaji jeszcze wymeldowałem.- Co zrobił? Wymeldował? No cudnie! I gdzie ja teraz będę spać? Odpowiedź przyszła szybko. - Od dzisiaj mieszkasz tutaj czy ci się to podoba czy nie. Nie przyjmuję odmowy! Zresztą i tak nie masz dokąd pójść. Oni zapewne będą chcieli się zemścić. Jeśli będziesz mieszkać w hotelu napewno cię znajdą, a ja wtedy nie zdąże na czas żeby zainterweniować. Tutaj będziesz bezpieczna. Możesz się do mnie nie odzywać, możesz mnie unikać, ale cię stąd nie wypuszcze. Zrozumiano?! - Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Byłam w szoku. Mam mieszkać tutaj? Z nim? To chyba jakiś żart.
- To żart prawda? Nie mówisz na serio?
- Mówię jak najbardziej serio. - Super! Czyli nie mam wyjścia. Pozostaje mi mu zaufać. W końcu uratował mnie no wie o mnie nawet sporo. Może wtedy tam na plaży mówił prawdę? W głowie mam totalny chaos... Rozważyłam wszystkie za i przeciw. Tego drugiego nie było za dużo... No dobra nie było żadnego przeciw. Aż głupio przyznać, ale nawet mi się tu spodobało. David stał przy łóżku i się na mnie patzrył. Na co jeszcze czeka? A tak muszę mu odpowiedzieć chociaż i tak już postawił na swoim.
- No więc dziękuje... Eh chyba nie mam wyjścia skoro już mnie wymeldowałeś. Ale nie będziesz mnie niańczył! Ja muszę odszukać mojego ojca i dowiedzieć się wszystkiego. Będę tu mieszkać, ale wychodzę gdzie chce i kiedy. Nie jestem małym dzieckiem.
- Tego nie powiedziałem! Ale... Wow zaskoczyłaś mnie. Zgodziłaś się na wszytsko. Ja ci pomoge odszukać ojca i będę ci towarzyszł we wszystkim. - Za kogo on się uważa. Nie ma mowy! Nie będzie ze mną wszędzie chodził! Ale przyda mi się pomoc...
- No dobra możesz mi pomóc, ale chodzić ze mną wszędzie nie będziesz!
- Przepraszam! - Czy ja się nie przesłyszałam? On mnie właśnie przeprosił? - Ale za co?
- Za wszystko co zrobiłem i powiedziałem. Nie chiałem żeby tak wyszło naprawdę. - No nie to napewno on? Co się z nim stało? Teraz to mnie jeszcze bardziej zdzwiwił, ale patrząc na niego widać, że mówi prawdę. Żałuje tego co zrobił. Może nie jest taki zły za jakiego go miałam.
- Przyjmuje przeprosiny... Ja też przepraszam za wszystko. - A za co ja niby go przepraszam? Naprawdę sama siebie nie rozumiem... Wrócił mu uśmiech na twarz. Zdecydowanie tak wygląda o wiele lepiej. Czy on zaczyna mi się podobać?
- To co może zaczniemy od nowa? Jestem David i bardzo chciałbym się z tobą zaprzyjaźnic. - Podałam mu rękę.
- Alex. Myślę, że będziemy dobrymi przyjaciółmi. - Popatzryliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. Oczywiście zaraz tego pożałowałam. Bół głowy jeszcze nie minął. Mój nowy przyjaciel przyniósł mi tabletkę przeciwbólową. Połknęłam ją i zasnęłam. Teraz powinno być już tylko lepiej. Mam przyjaciela na którego mogę liczyć. Gdyby ktoś kilka dni temu powiedział mi, że to on właśnie zostanie moim przyjacielem tobym go wyśmiała...



sobota, 22 marca 2014

4 Rozdział

Stoję przed lustrem i usiłuję zrobić się na bóstwo. Jeszcze tylko tusz i będzie idealnie... Chwila, a niby ja się tak staram? I dlaczego założyłam moją ulubioną sukienkę? Dla tego kogoś? Już sama siebie nie rozumiem... Tak na marginesie nie przepadam za sukienkami, chociaż słyszałam, żę dobrze w nich wyglądam. Mam dwie, kóre według mnie były wyjątkowe, wieć je kupiłam. Dobra niech będzie zrobię jak najlepsze wrażenie. Może wtedy przynajmniej przestanie mi dogadywać, ale coś czuję, że to się i tak nie stanie. Zerkam na zegarek. Jest dokładnie wpół do trzeciej. Wypadałoby już wyjść, jeśli nie chcę się spóźnić i uniknąć głupich komentarzy. Przynajmniej na początek... Idę przez miasto i czuję na sobie wzrok innych. Może naprawdę nie wyglądam tak źle? Dochodzę do restauracji. Zaglądam przez szybę, ale go nie widzę. Wchodzę do środka, rozglądam się i usiadam przy ''moim'' stoliku. Jestem przed czasem. No cóż ma jeszcze dziesięć minut. Nie zostaje mi nic innego, niż poczekać, aż się zjawi. Zamawiam szklankę wody... Czekam już dobre pół godziny, a jego jeszcze nie ma. Koniec tego, wychodzę! Mam go serdecznie dosyć! Niedość, że zabiera cudze rzeczy, stawia warunki na które musisz się zgodzić, żeby to odzyskać, to jeszcze się spóźnia. Już zbierałam się do wyjścia gdy nagle na kogoś wpadłam. Zobaczyłam w ręce mój notatnik.
- Były takie duże korki, czy może zgubiłeś drogę?
- Wybacz, że musiałaś czekać. Tak naprawdę chciałem sprawdzić jak bardzo zależy ci na tym notatniku. - Ten jego głupi uśmiech. I on wydawał mi się czrujący? Chyab musiałam być niewyspana gdy go zobaczyłam pierwszy raz.
- Tak zależy mi... Bardzo! Inaczej już by mnie tu dawno nie było. Napewno już wiesz dlaczego. Założe się, że zdążyłeś do niego zajrzeć. A teraz mi go oddaj!
- Nie! Pierwsze obiecana randka, a potem oddam ci notatnik. Swoją drogą ślicznie wyglądasz. Dla mnie się tak wystroiłaś?
- Haha chyba śnisz. - I proszę nie minęło kilka minut i ze mnie kpi. Ale o tym, że wyglądam ślicznie mówił chyba szczerze... No w każdym razie ja to tak odebrałam, a może się myliłam...
- To co usiądziemy? - Wzniosłam oczy ku górze. Za jakie grzechy mnie to spotkało?
- Dobra, ale tylko na chwilkę. Nie mam zbyt dużo czasu. Było się nie zpóźniać. - Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Notatnik położył na boku stolika. Przez głowę przewinęła mi się myśl, żeby go zabrać i wyjść, ale nie wiedzieć czemu szybko ją odsunęłam. Nagle jego wyraz twarzy się zmienił. Jakby spoważniał?
- Więc szukasz ojca tak?
- A co cię to obchodzi?
- Tak tylko pytam. Zastanawiałem się czemu szukasz kogoś, kto cię zostawił?
- A niby skąd przypuszczenia, że mnie zostawił?
- Daj spokój nie jestem głupi. Gdyby tak nie było nie miałabyś inforamcji na jego temat. W dodatku tak niepełnych. Więc czemu go szukasz? - Dałam za wygraną. Zaczęłam mówić prawdę.
- To chyba proste. Chcę wiedzieć dlaczego to zrobił, dlaczego zostawił mnie i moją mamę. Co mu nie pasowało, to że moja mama została niema, czy może ja mu przeszkadzałam. - Wyrzuciłam to z siebie na jednym oddechu. Wow co za ulga. Nie przypuszczałam, że poczuję się lepiej, gdy dam upust moim uczuciom. Czułam, że za chwilę się rozpłacze. Patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Ciekawe co teraz myśli... Jest mu wstyd? Łzy cisnęły mi się do oczu. Chciałam stamtąd jak najszybciej wyjść.
- Przepraszam, ale ''randka'' zakończona. Dzięki za oddanie notatnika. - Wzięłam go ze sobą, a raczej porwałam ze stolika i wybiegłam z restauracji. Łzy zaczęły spływać mi po policzku. Nie myślałam, że tak paskudnie się poczuję. Szłam prosto przed siebie. Nie myślałam nawet o Davidzie i o tym jak się zachowałam i jak to musiało wyglądać. Po prostu szłam... Zatrzymałam się w ciemnej ulicy. Mój mózg zaczął normalnie pracować. Nie wiedziałam gdzie jestem. Nagle usłyszałam czyjeś głosy. Odwóciłam się i zobaczyłam dwóch mężczyzn idących w moim kierunku. Długo już tak za mną szli? Z zamyślenia wyrwał mnie głos jednego z nich.
- No proszę kogo my tu mamy? Jaka ślicznotka! I co z nią zrobimy Ted? - Osłupiałam. Zrozumiałam co powiedzieli, aż za bardzo. Wiedziałam, że musze uciekać, ale moje nogi odmówiły posłuszeństwa. A oni byli coraz bliżej. Nagle przyspeszyli kroku. Zaczęli biec. W tym momencie zaczęłam biec. Nie miałam pojęcia jak długo wytrzymam. Cholerne szpilki! Że też akurat je ubrałam...Chwile potem potknęłam się i runełam na ziemię. Uderzyłam o coś głową. Zaczęłam tracić przytomność. Jedyne co zdołałam usłyszeć to jakieś głosy, a potem była już tylko ciemność.

sobota, 15 marca 2014

3 Rozdział

Obudził mnie budzik telefonu. Otwieram powoli oczy i się przeciągam. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze spałam. W domu ciągły stres, a tutaj żadnych zmartwień. Takie życie przydałoby się mnie i mojej mamie. Leżałam i rozmyślałam nad tym jeszcze chwilkę...Pół godziny. No dobra koniec tego! Trzeba się ubrać i iść do tej restauracji... Gdy tak szłam powoli zaczęło do mnie docierać co będzie jak spotkam ojca. Co mu powiem? Jak on na to zareaguje? Czy będzie chciał mnie znać? Czy ja go będę chciała znać? A jeśli nie uda mi się go odnaleźć, to co wtedy? Przestań! Skarciłam samą siebie. Nie ma się co martwić na zapas. Przecież wszystko będzie dobrze, musi być. Świetnie, sama się pocieszam, ale jeśli nie ja, to kto to zrobi? Nawet nie zauważyłam, kiedy doszłam na miejsce. Wchodzę do środka i kieruję się w stronę baru. I teraz co mam mówić? Mój angielski naprawdę pozostawia wiele do życzenia. I dlatego właśnie potrzebuję notatnika. Muszę sobie przypomnieć... Przecież to było takie proste... Już chyba wiem! Zauważam jedną z kelnerek.
- Przepraszam! Jest taka sprawa... Byłam tutaj wczoraj po połudnu i zostawiłam notatnik. Taki niebieski. Czy może widziała go pani?
- Tak faktycznie ktoś zostawił wczoraj notatnik, ale wziął go taki wysoki, niebieskooki brunet. Myślałam, że to jego...
- Nie, on jest mój. A nie wie pani, czy często tu przychodzi?
- Tak jest tutaj codziennie po południu. Siedzi tutaj ze znajomymi albo sam, ale to jego stałe miejsce.
- Dziękuje pani bardzo. - No cóż nie pozostaje mi nic innego niż przyjść tutaj później. I poszukiwania znowu się przeciągną. Dlaczego nie mógł tego zostawić? To takie trudne nie dotykać czyichś rzeczy? Jestem wściekła! Jedyne co mogę zrobić, to gdzieś pójść... Na plażę. Wracam do hotelu, ubieram bikini, pakuję ręcznik i idę na plażę... Rozkładam ręcznik i zaczynam się opalać. Super zapomiałam olejku. Mam szczęście, że go nie potrzebuję. Jeszcze jedno... Wyciągam telefon i zaczynam słuchać muzyki. No teraz mogę się opalać. Nagle zrobiło się ciemno jakby zaszło słońce. Nie, to niemożliwe żeby miało padać, przecież niebo jest takie błękitne. Otwieram oczy i zauważam osobę, której w tym momencie nie miałąm ochoty oglądać. I znowu ten uśmiech... Oh przysięgam, że kiedyś zniknie z jego twarzy.
- No proszę kogo ja widzę. I znowu się spotykamy. Jak ja się cieszę czego nie można powiedzieć o tobie... Dobrze się czujesz? Wyglądasz tak niewyraźnie. Może jesteś chora?
- Nie, nie jestem chora! Czuję się świetnie! - Nie mogę mu pokazać, że właśnie zepsuł mi nastrój. Nie dam mu tej satysfakcji.
- Skoro już tu jesteś, to czy mógłbyś mi oddać mój notatnik? Wiem, że go masz. Tak na marginesie... NIe uczyli cię, że nie bierze się nieswoich rzeczy?
- Wybacz taki nawyk. I co mówisz, że chcesz go spowrotem? No wiesz nic za darmo...
- Nic za darmo? To jest moje! Ty go zabrałeś i nikt cię o to nie prosił! Oddaj mi to i już więcej się nie zobaczymy.
- No właśnie i w tym problem. Ja jeszcze chcę się z tobą zobaczyć, ale jeśli co go oddam to będzie tak, jak mówisz, czyli już się nie zobaczymy. Chociaż tu też nie byłbym tego taki pewny.
- Po prostu mi go oddaj.
- Tylko wtedy, gdy się ze mną umówisz. Co ty na to? A tak poza tym po co ci te słówka, zwroty i te informacje o jakimś kolesiu? Nie umiesz angielskiego? Co za wsytd... Mógłbym cię poduczyć... - Jeszcze nigdy nie byłam tak blisko wybuchu. I właśnie czułam, że zaraz to nastąpi jeśli się nie uspokoję.
- Dobra robię to tylko dla notatnika. Gdzie i kiedy?
- W tej restauracji co ostatnio. Może być jutro o piętnastej?
- Wolałabym jeszcze dzisiaj. Mam do załatwienia jeszcze kilka spraw, a spieszy mi się. I tak przez ciebie jestem opóźniona.
- Skoro aż tak ci zależy na randce ze mną może być dzisiaj. W takim razie o piętnastej.
- Zgoda. I lepiej żebyś miał ten notatnik ze sobą, bo jak nie to pożałujesz!
- Tak jest! - Zasalutował jak żołnierz i z głupim uśmieszkiem na twarzy sobie poszedł... W co ja się wpakowałam... Już zaczynam żałować. Jedyna pocieszająca myśl? Odzyskam to na czym mi najbardziej zależy... Mam nadzieję.

sobota, 8 marca 2014

2 Rozdział

Idę prosto przed siebie. Eh Los Angeles jest takie piękne. Chciałabym tu mieszkać. Niebo jest błękitne, powietrze takie świeże. Życie tutaj byłoby wspaniałe. Pełno butików i centrów handlowych. Podziwiając to wszystko doszłam na plażę. Jest pełno ludzi, ale nie ma się czemu dziwić, pogoda dopisuje. Nagle cały porządek zakłuca mój brzuch. Wypadałoby zjeść śniadanie, a raczej obiad bo już południe. Szukam jakiejś restauracji przy plaży. I właśnie chyba znalałam. Wchodzę do środka, siadam do stolika i biorę do ręki kartę dań. Wyciągam notatnik żeby przypomnieć sobie zwroty. Podchodzi kelnerka, zamawiam ravioli z grzybami i szklankę wody. Nagle zdaję sobie sprawę, że ktoś mnie obserwuje. Odwracam głowę i napotykam wzrok chłopaka. Całkiem przystojny. Ma krótkie brązowe włosy, niebieksie oczy, wysoki i dosyć wysportowany. Nie napewno nie patrzy na mnie. Coś musiało mi się pomylić, ktoś siedzi za mną, jakaś ładna dziewczyna. Odwracam się, ale w pobliżu nie ma nikogo. Jeszcze raz spoglądam na niego, ale zniknął. Hm dziwne. Po chwili ktoś odsuwa krzesło naprzeciwko mnie i siada. To on. Uśmiech ma nieziemski... Przestań! Skarciłam siebie.
- Cześć, jestem David. Mogę się dosiąść?- Patrzę na niego osłupiała. Ten uśmiech powaliłby każdą dziewczynę. Ciekawe ile już złamał serc...
- Hej słyszysz mnie? Czyżbym był aż tak przystojny, że nie potrafisz wykrztusić ani słowa?
- Hm? Tak... To znaczy nie!- O matko, ale wpadka. Uspokój się i zacznij jeszce raz. - Cześć, jestem Alex.  Odpowiadając na twoje pytanie... Chyba już zdążyłeś się dosiąść nieprawdaż?
- No tak wybacz. Mam wstać, podejść jeszcze raz i zrobić to jak należy? - Drwi sobie ze mnie. A uśmiech nie schodzi mu z twarzy.
- Nie trzeba i tak to nic nie zmieni. - Kolejny zapatrzony  w siebie koleś. Jeśli kilka minut temy byłam głodna to właśnie mi przeszło. Jak można się tak zachowywać? Za grosz przyzwoitości. No tak, ale tacy są chłopacy pewni siebie.
- Skąd jesteś? Zgaduję, że nie stąd bo nigdy cię tu nie widziałem.
- Z Hiszpanii. Przyjechałam tu na wakacje. A ty? Jesteś stąd?
- Jak mogłaś nie poznać! Tacy przystojniacy są tylko w Hiszpanii. - Nie wiem jaką miałam wtedy minęm, ale zgaduję, że dość nieciekawą.
- Przepraszam, ale muszę już iść... Śpieszy mi się.- Wyjęłam z portfela pieniądze, położyłam na stoliku, wzięłam plecak i wyszłam. Nie miałam ochoty dłużej przebywać w jego towarzystwie. Mam nadzieję, że nie spotkam go nigdy więcej. Może było to trochę niemiłe co zrobiłam, ale sam się prosił. Odwróciłam się tylko na moment, żeby sprawdzić czy jeszcze tam siedzi i się nie myliłam. Nie ruszył się z miejsca. Jedynie jego oczy były wpatrzone we mnie. Cóż musiał być pewny, że poddam się jego urokowi jak zapewne każda inna dziewczyna. Widocznie grubo się pomylił... Spaceruję już tak od dobrych dwóch godzin. ,,Mam wstać, podejść jeszcze raz i zrobić to jak należy?''  co to miało być? Zarozumiały palant... Ale przystojny, tego nie mogę zaprzeczyć. I ten uśmiech... Stop, stop! Czemu ja o nim myślę? Czyżby jednak mi się spodobał? NIe to niemożliwe. To przez te głupie teksty. Tak chodzi tylko o to.... Na pewno! A tak wogóle co ja miałam robić? No tak szukać ojca. Przez tego kolesia straciłam cenny czas. Eh dzisiaj nic już nie załatwię. Pozostaje mi tylko pozwiedzać miasto i wreszcie coś zjeść. Mam nadzieję, że tym razem nie przeszkodzi mi żaden kretyn. I nieważne jak miałby być przystojny. Podchodzę do budki i zamawiam zapiekankę przy okzaji kupuję jeszcze sok. Nawet nie zdążyłam się wtedy napić. Postanowiłam wrócić na plażę. Chodzę sobie po brzegu morza, fale uderzają o moje stopy. Strasznie relaksujące. Brakuje mi do szczęścia muzyki. Otwieram plecak i szukam słuchawek... Znalazłam, ale chwila... A gdzie mój notatnik? O nie, tylko nie to! Zostawiłam go w tamtej restauracji. Pójdę po niego jutro, mam nadzieję, że tam będzie. Oprócz zwrotów miałam zapisany numer mamy do pracy, a także kilka informacji na temat ojca, które udało mi się wywęszć. Przez to wszystko odechciało mi się spacerować. Powoli zaczęłam kierować się w stronę hotelu. Wróciłam, wzięłam relaksującą kąpiel i położyłam się spać... Plan na jutro? Odzyskać notatnik i wreszcie zająć się tym po co tu przyleciałam...