piątek, 5 września 2014

Informacje

Chciałabym was poprosić o linki do waszych blogów, ponieważ nie było mnie strasznie długo, nie wchodziłam na nie i że tak powiem nie mam ich, ani nie pamiętam:)

14 Rozdział

Włącza się poczta głosowa. No odbierz, prosze. Chyba nie chce ze mną rozmawiać. Trudno nagram się na poczte.
-Hej, musimy się spotkać. Mam ci coś ważnego do powiedzenia. To nie może czekać. Jeśli odsłuchasz tą wiadomość to daj jakiś znak. Spotkajmy się przy tej lodziarni, gdzie zabrałeś mnie pierwszy raz o piętnastej. To ja już kończę i mam nadzieję, że przyjdziesz.
Mam ogromną nadzieje... O ktoś puka do drzwi.
- Prosze!
 - Dzień dobry córeczko! Chciałem tylko powiedzieć, że na dole czeka na ciebie śniadanie.
- Dziękuje. Tylko sie ogarne i zejde.
- To ja już cię zostawiam.
 - E...tato!
- Tak?
- Mogłabym wyjść dzisiaj na miasto? Umówiłam się z pewną osobą.
- Tak pewnie, ale pojedzie z tobą John.
 - Jaki znowu John?
- Ochroniarz. Bę...
- Nie potrzebuje żadnego ochroniarza! Nie jestem małym dzieckiem ani nie ide na spotkanie z jakimś gangsterem!
- Będzie ci potrzebny. Już zapomniałaś, o czym ostatnio ci opowiadałem? Nie będę narażać twojego życia. Wybieraj albo ochroniarz albo nie ma wyjścia!
- No dobra. Niech ci będzie. Ale .a się trzymać jak najdalej!
- Na ten warunek mogę przystać. O której chcesz się tam wybrać?
- Na piętnastą musze być na przeciwko restauracji gdzie się spotkaliśmy pierwszy raz. Tam jest taka lodziarnia.
 - A tak, wiem gdzie to. Przekażę Johnowi. Dobra skoro już wszystko uzgodnione, zostawiam cię samą
 - Pa!
Kurde! Się wkopałam! Ale lepsze to niż nic. Idę do łazienki, ogarniam się i schodzę na dół do kuchni. Czeka tam na mnie jajecznica na boczku, tosty z dżemem i sok pomarańczowy. Zjadam wszystko. Jej nie wiedziałam, że jestem taka głodna. Odkładam naczynia do zmywarki i kieruje się w stronę tylnich drzwi. Mam jeszcze pełno czasu, więc wykorzystam go i pozwiedzam. Dotąd widziałam tylko główną część domu. Wychodzę i od razu ogród. Na samym środku ogromny basen i jacuzzi, dalej oczko z rybkami nad którym rozciąga się mostek, altana, huśtawka no i coś czego nie mogło zabraknąć czyli ogromny grill. Przechodzę obok wszystkiego prawie wpadając do oczka. Uff mało brakowało. Z samego tyłu rozciąga się sad. I co to wszystko? Myślałam, że będzie tu coś jeszcze. Co przebije wszystko. Widocznie się myliłam. Już chciałam wracać, ale coś ciągnie mnie w głąb sadu. Idę tam. Nie wiem jak, ale nagle znalazłam się na ścieżce, a jeszcze przed chwilą jej tutaj nie było. Dziwne... No nic nie pozostaje mi nic innego jak iść dalej. Czy ta droga się kiedyś skończy? Idę już tak z dobrą godzinę i nic. Może to był zły pomysł? Może tutaj nic nie ma? Pójdę jeszcze chwilę i wracam. Nagle drzewa zaczynają się robić coraz rzadsze, a po chwili wychodzę na malutka plażę. Dalej rozciąga się ogromne jezioro. Tu jest po prostu pięknie. Wchodzę na pomost, który jest zbudowany na jeziorze. Dosięga on tak do jego połowy. Na jego końcu znajduje się altana. Dochodzę do samego końca, siadam na huśtawce, zamykam oczy i daję się ponieść chwili. Wsłuchuje się w śpiew ptaków, szum jeziora, pkuskanie ryb. Wiatr rozwiewa mi włosy. To jest świetne miejsce na wyciszenia i przemyślenie wszystkiego, a także na odpoczynek. Jak w bajce. Świat bez zmartwień i problemów. Tego mi właśnie potrzeba. Nawet, jeśli ma to trwać tylko chwilę. Zapominam o wszystkim... Otwieram oczy. Nie wiem ile czasu minęło, ale chyba czas wracać. Nie wzięłam ze sobą telefonu. Tata będzie się martwić. Jeszcze tu wrucę. To nie będzie ostatni raz, kiedy tu jestem. Odwracam się jeszcze raz, a później idę do domu... Wchodzę po cichu, żeby mnie nikt mie usłyszał i żeby oszczędzić sobie wykładu ojca, który zapewne mnie nie minie. Tylko co ja mu powiem? Bo na pewno nie przyznam się, że znalazłam jeziorko. Poczekam, aż sam mi o nim powie. Wbiegam szybko po schodach i wchodzę do pokoju. Biorę szybko telefon do ręki. Tak jak myślałam. Dwadzieścia nieodebranych połączeń od taty i trzydzieści od Davida, do tego kilkanaście wiadomości. No to super! Tego mi było trzeba... Odpisuje szybko Davidowi. Tłumacze wszystko i obiecuje, że zadzwonie wieczorem. Szybko sie przebieram, czesze, biore torebke i wychodze. Po drodze natykam się na tate.
- A ty nie umiesz odbierać telefonu?
- Tak sie składa, że umiem, ale byłam się przejść i zapomniałam.
- A gdzie byłaś?
- Nie mam pięciu lat! Nie musisz mnie sprawdzać! Byłam się przejść po tyłach domu. Może być?
- Nie takim tonem!
- A teraz jeśli pozwolisz, to pójdę już, bo się spóźnie.
- Tak, oczywiście. Dokończymy tą rozmowę jak wrócisz. John czeka przed domem.
- Tego się spodziewałam. Dobra idę, pa.
- O której wrócisz?
-Tato!!
- Dobrze już dobrze. O nic nie pytam...
Wsiadam do auta i zastanawiam się co mu powiem. Nie mam zbyt dużo czasu. Takim tempem szybko dojedziemy. No i się nie myliłam. Już jesteśmy, a ja dalej nie wiem co powiedzieć.
- Zostań w aucie. Jak będę cię potrzebować, to ci pomacham.
Wysiadam i kieruję się w stronę lodziarni. Nigdzie go nie widze. Tak właściwie jestem kilka minut przed czasem, więc siadam przy stoliku i zamawiam szklankę soku... Siedzę już tak z dobre dwadzieścia minut i nic. Eh chyba jednak nie przyjdzie. Tak właściwie na co ja liczyłam? Lepiej już pójdę.
- Ej zaczekaj! Przepraszam, że tak długo, ale nie mogłem wcześniej.
- A zadzwonić albo wysłać wiadomość nie było łaska? I tak przyszłam tutaj niewiedząc czy się pojawisz. Mogłeś chcociaż tyle zrobić skoro wiedziałeś, że przyjdziesz, ale się spóźnisz.
 - Jeszcze raz przepraszam. Nie wiedziałem do końca co mam zrobić. Tak właściwie to nie wiem czy dobrze zrobiłem przychodząc tutaj.
- Dlaczego?
- Bo... Powiem ci, ale nie tutaj.
- To gdzie? Słuchaj przyjechałam tu samochodem. Może wejdziemy do niego i porozmawiamy? Co prawda mam ze sobą kierowcę bo tata się uparł, ale zawsze może wyjść na zewnątrz.
- No...nie wiem czy to dobry pomysł.
- Daj spokój i chodź.
- Dobra, niech ci będzie.